Gdy tylko pan Jeremi i Andrzej wyskoczyli z zarośli rozgrzmiała salwa z rusznic, a czterech Tatarów nakryło się nogami. Wtedy z krzykiem Bij, zabij wyskoczyli z ukrycia Kozacy na czele z panem Rokickim. W rękach dzierżyli szable - ruszyli w stronę Tatarów.
Offline
* * *
Okazało się jednak, że tatarzyny przygotowane były do ataku, a i wiecej ich było niźli 15, bo na oko siła ich dwa razy taka. Wynurzyło przeto dziesięciu głowy nad tabory i strzeliło z łuków do kozaczyn i trafiło nieszczęściem w łystkę olbrzyma,którego imienia mości Szewiga nie pamiętał.
Fortuna nie poszcześciła tym razem kompanijej i wiktoryję ciężko było odnieść, przeto jednak trójka stojąca z drugiej strony wogle uważona przez tatarów nie była uważona i waćpanowie postanowili wybrantować drogę kozakom swoimi bandoletami, tedy strzelili raz i drugi, ino ze czterech padło bo gęsto ich było w taborze, a obaczyć skąd strzelają nie mogli, bo kozaków mieli na uwadze. Tedy węgierki wzieli panowie bracia i szturmem ruszyli z drugiej strony na tabor.
* * *

Wrzucam tutaj mapkę, dla lepszego zrozumienia sytuacji, aponiżej zamieszczam legende:
- Niebieskie kropki to oczywiście są tatarzy i ich tabory
- Czarne to jak można się domyśleć ich polegli tatarzy
- Na południe od nich, to kozacy(czerwone kropki), którzy atakują obóz i przy okazji wystrzelili zabijając czterech muzułmanów
- Na zachód od kozaków jest mości Sosnowski i jego kompanija, która ma jeden ważny atut- konie.
- Tam wdaliprzy krzaczkach przed lasem, to mój oddział, który tez załatwił czterech i teraz szarżuje na tyły wroga.
Mam nadzieje, że to pomoże.
Offline
***
- Waść! Trza by było ich na otwarte pole wypędzić. Albo ich tabor spalić, masz waść proch? Możeby tak, nocą im tabor podpalić?! - Pan Brat Michał był wielce zadowolony, iż może tatarom krwi napsuć. Dlategoż nie zwracał uwagi, na to co się dzieje. Później dopiero zdał sobie sprawę z sytuacyji jaka wystąpiła na polu walki.
***
Sorry że mnie długo nie było, ale czasu nie mam za dużo. Pracę licencjacką muszę pisać, więc normalnym jest iż nie mam go za dużo. Jednak spróbuję tu wpadać jak najczęściej się tylko da. No zapowiadam że jutro, w piątek poświęcę Wazie więcej czasu. Może jakiś dłuższy tekst napiszę
Offline
Mości Sosnowski, prowadząc swoich towarzyszy, kryjąc się między końmi do taboru doszedł. Tam przycupnął przy jednym z wozów w pewnym oddaleniu od broniących się Tatarów.
- Patrzaj Andrzejku, Tatarzy a z taborem niczym Kozacy. A u nas pod Rawą powiadali, że Tatarzy to tylko kosze zakładają gdzie zniewolonych trzymają a nie obronę potoczną w taborach. - rzekł cicho do swego sługi po czym wczołgał się pod jeden z wozów. Tam przyczaił się i wyciągnowszy z sajdaka łuk począł wypatrywać Tatara którego możnaby za dowódcę uważać. Gdy takiego ujrzał, wycelował i puścił strzałę mierząc mu w pierś.
Offline
Tymczasem Kozacy, choć zaskoczeni nieco niespodziewanie silną obroną, postanowili nie rezygnować i gnali ku przeciwnikom. I dla nich było to novum i curiosum, by na Tatarów w taborze się broniących uderzać, ale nic to! Wrogów nie aż tak wielu było, by nastraszyć śmiałych mołojców, a wsparcie przecie z dwóch innych stron nadchodziło. Niżowcy pędzili więc ile sił w nogach ku taborowi, a na ich czele pan Rokicki.
Offline
* * *
Towarzystwo mości Szewigi bez problemów przedarło się przez liniję tabórów. Sam Polanowski zaś krzyknął:
- Mości panowie prędko, bo nam impreza się skończy nim dotrzemy! Widze jeno z oddali, że jakowy z kompaniji Veiherowskiej strzelił już do tatara łukiem spod taboru, a nam do nich dystancyja jeszcze wielka!- Jako wierząc waćpanu Polanowskiemu, bowiem słynął z sokolego wzroku, ruszyło towarzystwo dwuraźnym tempem i w chwilę dotarło na tyły ordynku tatarskiego przycinajac niemiłosiernie brzuchy islamskiego ścierwa.
* * *
Offline
Mości Sosnowski, ustrzeliwszy jednego Tatara, do drugiego począł mierzyć, gdy spostrzegł, iż Kozacy w tabor się wdarli. Pohańcy tyły podali, tedy, pan Sosnowski, na wóz zajrzał.
- Patrzaj no Andrzejku co to Tatarowie na wozie mają.
Offline
* * *
Nim się obejrzeć można było, cała imprezyja się skończyła. Kozacy przez tabor się przedzierając wspomogli orężnie towarzyszy, co przesądziło losy tatarzyn. Sam Jerzy, jako wojownik znamienity nacierał z takim impetem, iż co rusz nowego adwersarza miał, a i nowy padał na kolana, bo mu jeno mości Szewiga głowe przyciął swoją Beremiką. Tedy nim się obejrzał, Krymiacy w nogi poszli- zostawiając wszystkie zdobycze, tylko jeno pięciu co z tyłu stało poczeło z łuków strzelać srodze w kierunku waćpanów z wielkiej bardzo dystancyji. I to właśnie jeden z nich ranił mości Szewigę, trafił go jeno w rękę, aż mu węgierka z łapy wyleciała.
* * *
Offline
Oglądany wóz wyładowany był bronią wszelakiego rodzaju.
- Andrzejku, a bierz co zacniejsze szablice i rusznice. Lafa jakowaś za trud nam się należy.
Mości Sosnowski z wozu wychylił się lekko, a ujrzawszy, że kilku pohańców śmiele z łuków sobie poczyna, wziął leżącą na wozie strzelbę z lufą u końca rozszerzającą się, nabił ją drobno csiekanym ołowiem. Wycelował w środek grupy i odpalił. A, że niezbyt pewnie się zaparł przy strzale to, klnąc co nie miara, wpadł do wozu jeno butami w otworze mignąwszy.
Offline
* * *
Mości Szewiga nie przejął się raną i posoką gęstoz z niej płynącą, jeno tylko jak ujrzał kozaków za taborem podbiegł do mości Rokickiego i nakazał mu chwytać bandolety i za tatarami gnać. Samemu zaś wraz ze swą kompaniją postanowił szukać mości Veihera i jego towarzystwa, którzy to konie mieli, by w sukurs poszli kozakom, jeno nie widział ich nigdzie, zaś po chwili huk wielki usłyszał i ujrzał ową kompaniję grzebiącą w taborach.
* * *
Offline
Pan Rokicki i Kozacy chętni byli do tego, by za Tatarami popędzić, ale przecie broni w biegu załadować nie było sposób. Tu jednak w sukurs przyszedł Taras, który z tyłu zostawszy przy koniach, czasu nie marnował, ale ładował rusznice swoich kompanów, podczas gdy oni pohańców siekli. Dzięki temu z naładowaną bronią niżowcy pobiegli, a nieszczęśni Tatarzy, co jeszcze pragnęli czmychnąć, od kul ich poginęli. Z pieśnią na ustach wracali więc Zaporożcy dumni z wykonanej pracy.
Offline
Mości Sosnowski, widząc, że bój rozstrzygnionym został, począł dobywać na światło dzienne dobra we wozie znalezione.
[Com znalazł, mości starosto?]
Offline
* * *
Duma przepełniała mości Szewigę, iż to po imprezie nawet magnis itineribus* nie pozostał żaden. Sam zaś opatrując ranę zaprosił wszystkie towarzystwo do siebie, by podzielić łupy.
- Jeno nam troche się zebrało, zatem, żeby walk nie było podzielim się wszystkim jako Bóg kazał:
Kozacy z mości Rokickim dostaną osiem wozów co to na samym końcu stoją.
Mości Sosnowski ze swym Andrzejkiem cztery na prawo od nich.
Waćpan Veiher co już zyskał odzyskał konia swego dostanie wóz jeden jeszcze, przy którym jeno stoje. Ja zaś ze swoim towarzystwem wezme sześć na prawo od wozów mości Sosnowskiego, bo i zapłacilim już dużo za ta przygodę, dodatkowo jeszcze konie pozostałe weźmiemy,bo ciągnąć tabory będą nam przez długa drogę musiały. Reszte wozów za to oddamy panu bogu i klasztorom jezuitów ofiarujemy, jako ofiara za grzechy nasze.
* * *
Magnis itineribus- zwiastun klęski
Rzucajcie się po rzeczy każdy może napisać co było w jego taborach cennego, tylko bez przesady, zakładam, że we wszystkich był proch, szable, muszkiety, piki, kopie i troszke biżuterii nakradzionej przez tatarów.
Offline
Skoro pana Szewigi zarządzenie posłyszeli, najpierwej Wanię opatrzyli, a potem udali się Kozacy do wozów, by obaczyć, cóż się w nich znajduje, z nimi pan Rokicki rzecz jasna. Na sześciu z nich codziennego użytku przedmioty były, to jest kożuchy, skóry i insze ubrania, które choć tatarskie, to przecie przydać się mogły; do tego obozowy sprzęt wszelki, misy, łyżki i noże, garnce, bukłaki, kosze jakoweś, w nich zaś nieco zapasów jadła i napitku. Zwłaszcza Niżowców ucieszyła przenośna bimbrownia, to jest garnce i stojak, na którym gorzałkę pędzić się dało, a którego to sprzętu wielce Kozakom brakowało. Dwa zaś pozostałe wozy to już był sprzęt wojenny, choć niewiele tego było. Cztery sajdaki z łukami i strzałami, pięć włóczni i, choć u ordyńców to dziwne, niewielka beczka prochu i dwie rusznice. Kosztowności nijakich nie było, ale nie martwili się tym Zaporożcy.
Ot, przyda się wszystko, narzekać nie ma co! - powiedział Rokicki, mając w pamięci sto czerwonych, które otrzymali do podziału od Szewigi jeszcze przed walką.
Offline
Mości Sosnowski lustrować począł co na jemu przypadłych wozach się znajduje. Pierwszy z wozów wyładowany bronią był wszelaką. Więc karabel zacnych, ale dla chudopachołków zdatnych, trzydzieści. Husarskich dwadzieścia, również mało zdobionych. Węgierskich dwadzieścia, prostych w wykonaniu, żec by można siermiężnych. Kindżałów z pięćdziesiąt. Rusznic lontowych, zdatnych dla niemców albo szotów, było ze trzydzieści. Do tego arkebuzów dwadzieścia - wszystkie z zamkami lontowo-kołowymi. Do tego pancerzy trochę. Obojczyków, karwaszy - dziesięc kompletów. Misiurek piętnaście. Do tego ołowiu w sztabach będzie z cetnar. prochu dwie beczki po dziesięć garnców każda. Drugi wóz wypełniony był sprzętem obozowym któego przytaczać tutaj niepodobna. Pomiędzy nimi skrzynka niewielka, z której, po rozbiciu, wysypało się setka talarów, kilka kamieni szlachetnych oraz listy jakoweś, które pan Sosnowski bez przeglądania za pazuchę zaraz schował. Trzeci i czwarty wóz żywnością były wypełnione pomiędzy którą pięć beczek węgrzyna i dwie lipca wartymi wymienienia są. Każden z wozów na dwa konie.
[Mości panowie, w końcu to wozy są a nie taczki ;P.]
Offline
Skończywszy z wozami, pan Sosnowski do koni poszedł i wybrał trzy najzacniejsze dla siebie, a osiem nakazał Andrzejkowi do wozów zaprzęgać. Jeno, zafrasowany, nie wiedział jak we dwóch cztery wozy poprowadzą.
Offline
***
Pan Michał wytaszczył się z wozu, był raniony dwoma strzałami w prawą rękę. Zlatywała mu po palcach krew. Obok niego leżało trzech tatarów, jeden bez głowy, nie opodal następnych dwóch. Jeden ze strzałą w głowie, a drugi był przebity szablą mości Veihera zwanym "Iwanem".
- Panowie... Gratuluję tak, pięknej i zażartej bitewki. Nie widziałem takiej, od lat ostatnich zaciągów, ale może by mię ktoś opatrzyć ino nie mam siły szabelki dobyć, a widzę że jakiś tatarzyn na wpółżywy leży nieopodal...
Gdy Pan Michał powiedział swoje spojrzał na mu przypisane łupy, zauważył pistolet. Chwycił go i wypalił w kierunku na wpółżywego tatarzyna. Na jego wozie leżał muszkiet z forkietem i trzy rodzaje szabel, w tym sejmitar islamski. Znalazł również jakieś klejnoty pomniejsze i cztery sztuki futra niedźwiedziego.
-Panowie! Mam tu i wino jakoweś! -Pan Michał wykrzyknął to zdanie ostatkiem sił po czym padł, jednak nie stracił jeszcze przytomności. Zdążył zauważyć że ktoś do niego podbiega, jeno nie widział twarzy. Wkrótce poczuł również płytkie cięcie na lewym boku. Zemdlał
***
Offline
Widząc, że rannym już sie jego pobratymcy zajęli pan Sosnowski wyraził się w te słowa:
- Victorię znaczną nad bisurmańskim pohańcem odnieśliśmy tutaj! Rzec tedy wypada żeśmy stawali pospołu i równo do victorii owej się przyczyniliśmy. Lata miną nim pohaniec na powrót w granice Rzeczypospolitej wrazi swe kaprawe czambuły... - Tu przerwał, rozejrzał się po wszystkich. - A rzeknijcie waszmościowie, co my z tym dobrem teraz uczynim? Bo mnie się widzi, że Tatarzyny jakowyś kupców w pień wycieli i wozy im pobrali. Kto weźmie od nas te dobra wszystkie boć to nie po krześcijańsku tak je tutaj na zmarnowanie ostawić. Toć chorągiew lekką by z tego wystawił.
Offline
* * *
- Jak powiedziałem mości Sosnowski, toż to reszta tego dobytku do klasztoru pójdzie, jeno koni i woźnicy nam bedzie trzeba powynajmować, bo nie widzi mi się w trójke tylu wozów ciągnąć. Tym bardziej, iż waćpan z Andrzejkiem poczęstował się najlepszymi koniami.
* * *
Offline
- Mości Szewiga, czyżbym przyganę w waszmości głosie słyszał? Toć konie owe nie do kolas, a do chorągwi kwarcianej predysponowane są. A waszmość je do wozów zaprzęgać chcesz? Toć to obraza dla szlachcica, na którą pozwolić tutaj nie mogę, jakem Jeremi Tomasz Sosnowski! A i bacz waszmość, że to dzięki tym dwóm rękom Tatarzyny tyły poddali bom ustrzelił ich wodza z tego oto łuku! Krucho by tu z nami wszystkimi było, gdyby ordyniec Tatarzynami mógł komenderować.
Offline
Pan Rokicki wydał rozkazy Kozakom, którzy do swoich wozów poczęli konie, te pociągowe, zaprzęgać i swoje wierzchowce na miejsce sprowadzać. Usłyszał jednak spory panów Sosnowskiego i Szewigi, przeto do nich podszedł obaczyć, co się właściwie dzieje. Gdy o oddawaniu dobra do kościoła posłyszał, wnet rzekł:
O! Nie może to być, panowie bracia, by się mnisi z naszej ciężkiej pracy pożywiali. A i ojczyzna - tu odwołać się postanowił do argumentów, które jak się zdaje, lepiej mogły kompanów przekonać - skorzysta, jeśli miast w kościołach, zawisną te szabelki nad łbami wrogów Rzplitej!
Offline
***
-A waćpanowie się kłócicie miast radować! No no, takiego widoku się nie spodziewał. To się kłóćcie a ja panom Kozakom podziękuję za udzieloną pomoc, bo zapominacie iż dzięki nim daliśmy radę islamskim psom. Podejdź panie Rokicki - napijmy się wina czy tam jakowegoś miodu. A i dla panów kozaków cosik starczy. - panu Michałowi który został opatrzony wyraźnie dopisywał dobry humor.
-Hej tam Mości Szewigo i mości Sosnowski, łapcie - ino szkoda byłoby gdyby sie zbiło - pan Michał rzucił wysoko w stronę dwóch kłócących sie Pan Bratów dwie flaszki wina. Próbował rozładować napięcie, i zaniechać rozlewu szlacheckiej krwi.
***
Offline
- Mości Szewiga, rzecz to godna podziękę stwórcy naszemu złożyć, tedy mnichom rzeczy obozowe i żywnośc, jako wota, dać mogę. Niechze i dziady proszalne się pożywią na naszej victorii, co i Niebieski Klucznik pod uwagę weźmie do nieba nas wpuszczając. Ale broń to w bardziej zdatne, niźli mnisie, ręce winna trafić. - Złapał butelczynę, odkorkował i pociągnął solidny łyk. - Jeno rzeknijcie, kto weźmie te dobra boć nie będziem jeździć po rynkach i jak kupiec jaki przedawać z kolasy. Tedy rzeknijcie kto to wziąć może boć to mniej jak 400 czerwonych złotych warte nie jest.
Offline
* * *
-Ino racja!- powiedział mości Szewiga biorac kilka porządnych łyków.- Jeno w tym problem komu to dać, lubo komu sprzadać? Po targach jak to waćpan Sosnowski powiedział nie warto, bo to i sławie szkodzi, by pan brat na targu stał, toż to żydowska jest robota! Jeno jednak ofertyję możemy złożyć jakiemuś księciu, bądź i fanty te oddać za godziwą sumę? I może fawor uzyskamy, tedy to chyba najlepsze wyjście, bo i ów książe, badź starosta, lubo nawet kasztelan przeciw wrogą korony asumpt ostudzi. Co o tym sądzicie panowie szalchta?
* * *
Offline
***
-Jako i żywo! Zgadzam sie z Panem Bratem Jerzym! Niechaj tak będzie. - rzekł Pan Brat Michał, który zajął się plądrowaniem przypisanego mu wozu. Po chwili w zamyśleniu szacował jaki może mu to przynieść zysk. Co chwila wychylając łyk z flaszki wina.
***
Offline
Waszmościowie, jeśli pragniecie - rzekł Rokicki po pociągnięciu tęgiego łyka wina - wykarmić możecie wszystkich swoich mnichów. My z podziękowaniem zawartość wozów nam przydzielonych zabierzem. Ale handlem się parać szlachcicowi nie tylko nie wypada, ale przecie i nie wolno! Czy się nie mylę? Jakże przeto sprzedawać ową broń, skoro za to utrata szlachectwa grozić może?
Offline
* * *
Mości Szewiga nie chcąc zdradzać swoich sekretów dał to, tylko do zrozumienia, że poradzi sobie z tą sytuacyją.
Kompanija cała zaś się rozeszła, kazdy w swoją stronę, jeno tylko mości Michał został z towarzystwem pana Jerzego, bo tedy tą samą drogą jechać im było, a to zawsze w grupie raźniej. Po sprowadzeniu woźnic i wołów, bowiem koni nigdzie za godziwą sumę znaleźć nie mogli, a prawa swojego wykorzystwać nie chcieli, tedy i wołami przyszło im jechać.
Blisko Sandomierza, przyszło rozchodzić się z panem Veiherem i przysięgając sobie przyjaźń dozgonną panowie bracia rozeszli się oddając połowę wozów mości Michałowi. Resztę zaś Szewiga w swej kabale dowiózł na swój dwór tak to emolument sobie i panu Michałowi przyniósł, na rzecz reszty kompaniji.
* * *
Słowem wycyckaliśmy was panowie bracia. Sesję zamykam, bo nie widzę sensu kontynuowania. Jeśli chodzi o sumę zdobyczy, to owe 400 złoty (czerwonych rzecz jasna) dziele na pół z mości Michałem.
Offline